Opowiadanie inspirowane opowiadaniem E. Karsilasmalar. Spotkania

Spotkania

Obudziła się kilka minut przed dzwonkiem budzika. Poranne czynności zajmowały jej niedużo czasu. Czasu, którego teraz, na emeryturze, miała wiele.
– Przejdę się dzisiaj na ten placyk zabaw na tyłach głównej ulicy. Po drodze obejrzę wystawy, a może spotkam kogoś znajomego. Posiedzę na skwerku wśród zieleni. Dobrze, że są takie miejsca w tym wielkim mieście.
Ela lubiła takie wędrówki. Obserwowała ludzi, czasem z kimś zamieniła kilka słów; dawało jej to powód do dziwienia się światu i prób zrozumienia go. Po tylu latach nadal było więcej pytań niż odpowiedzi.
Przeszła całą główną ulicę i trochę zmęczona usiadła na ławeczce przy placu zabaw. Obserwowała bawiące się dzieci oraz nadzorujące je opiekunki. Dziś zwróciła uwagę na cztero- lub pięcioletnią dziewczynkę, która śmiało i z wielką energią spacerowała po rozwieszonych schodkach linowych, podciągała się na rękach, biegała wkoło, widać było, że energia ją rozrywała. W końcu jednak zgrzana i zmęczona podbiegła do matki i usiadła obok niej. Ta okryła ją kurteczką, którą dotychczas trzymała w ręce i podała butelkę z jakimś napojem.
– Nie powiedziałaś mi jeszcze, jak dzisiaj było w przedszkolu. Wydarzyło się coś ciekawego? – Przyszła nowa dziewczynka. Ale nikt nie chciał się z nią bawić. Jest brzydka, gruba, nosi okulary i jest taka niezgraba… Graliśmy w berka, ale ona cały czas była berkiem, bo nie umiała nikogo dogonić. W końcu Kacper podstawił jej nogę i się wywaliła, ale Kacper został berkiem. Potem już tylko stała i dyszała, bo tak się zmęczyła.
-A co ty na to? – spytała matka
– Nic, co miałam robić?
– Pomyśl tylko, gdybyś była na jej miejscu. Jak byś się czuła? Może jest chora i dlatego nosi okulary i szybko się męczy? A czy byłoby ci przyjemnie, gdybyś przyszła do nowego przedszkola, a nikt nie chciałby się z tobą bawić? – Dziewczynka zamyśliła się.
Matka i córka odeszły, Ela również wróciła do domu. Tego dnia kładła się spać w wyjątkowo dobrym nastroju.
* * *
Poranek następnego dnia był taki, jaki powinien być każdy poranek. Ela obudziła się wcześnie, wypoczęta i pełna werwy. Słońce przecierało oczy małymi, białymi obłoczkami.
– Dziś wybiorę się dalej. – Miała ulubione miejsce odległe o niecałe dwie godziny jazdy samochodem. Z dala od miasta spośród zielonych pól albo nad szczytami drzew lasów wyrastały ruiny średniowiecznych zamków, białe skałki wapiennych ostańców, a pod drzewami płynęły strumienie czystej, źródlanej wody. Z małej skałki rozlegał się piękny widok, a u jej podnóża, obok źródełka co roku rozbijano obóz harcerski. Z góry można było niespostrzeżenie oglądać życie obozowe.
Właśnie w stronę kuchni zbliżały się dwa zastępy – dziewcząt i chłopców. Zastępowi zgłaszali starszej kucharce gotowość do obierania ziemniaków. Wytoczono dwa duże gary, wyniesiono ziemniaki. Przy jednym garze usiadły dziewczęta, przy drugim chłopcy. Przez chwilę trwały przekomarzania, w końcu zastępowa zaproponowała: – Zaśpiewajmy coś przy pracy. Może „Płonie ognisko?” – Nie, to za wolne, praca musi iść szybciej. Śpiewajmy piosenki marszowe. „Idziemy po przygodę” – Dobrze. – Zastępowa zaintonowała i reszta zgodnie włączyła się do śpiewu. Prześpiewali kilka piosenek. – Może naszą ludowo-obozową? – „Od Siewierza jechał wóz, co harcerski obóz wiózł, garnki, kotły i plecaki i namioty stare wraki, a nad nimi trzyma pieczę druh komendant i tak rzecze : Tralala, tralala, bum cyk, cyk… Po zakończeniu piosenki nastąpiła chwila ciszy. Garnek dziewczyn był prawie pełen, chłopców ledwo przekroczył połowę. Zastępowy zawołał -To dalej po ludowemu – i zaczął: „Te opolskie dziouchy wielkie paradnice, kazały se poszyć czerwone spódnice. Czerwone spódnice, białe zapaśnice, zajdą na muzykę, stoją jak maśnice. Stoją jak maśnice, pięknie wyglądają, ale w tańcu chłopcom po butach deptają…” Skończyli, druhny odpowiedziały: „Wedle drogi oset, wedle drogi oset, to kolące ziele. Są tu z nami szwarni chłopcy, ale ich niewiele. Nie są tacy fajni jak się wydawają, są niezguły i gramuły, krzywe nogi mają. Krzywe nogi mają, szeroko stąpają, a jeszcze się po szykownych dziouchach oglądają…”
Chłopcy nie pozostali im dłużni – „Kare konie, kare, jeszcze się karują, ładne te dziewczyny, jeszcze się malują. Znałem taką jedną, piękną mi się zdała, włosy jak u kruka, a na gębie biała, a wtem deszczyk lunął, patrzę, co za dziwo, cała gęba w paski, a na głowie siwo…”
Garnek dziewczyn był pełny. Zaczęły wstawać z miejsc. Zastępowa spojrzała po swoich podwładnych, spojrzała na zastępowego i rozpoczęła „ Bo wszyscy harcerze, to jedna rodzina…” Na to hasło druhny usiadły i zabrały się do pomocy. Garnek w momencie się zapełnił.
Ten dzień Ela również zaliczyła do bardzo udanych.
* * *
Gdy tylko robiło się cieplej Ela popołudnia spędzała na balkonie. Obsadziła go kwiatami i roślinami zielonymi, tak, że tworzył piękną oazę wśród betonu blokowiska. Znalazł się tam też maleńki stoliczek i wygodny fotelik. Kącik odgradzała od ulicy ściana pachnącego groszku, która pozwalała obserwować ludzi samemu pozostając w ukryciu. Tam popołudniowa kawa czy herbata smakowały najbardziej.
Właśnie teraz Ela odłożyła ulubioną gazetę i spojrzała na ulicę. Do bloku zbliżała się para, powiedzmy szczerze, jeszcze dzieciaków. Chłopiec i dziewczyna wyglądali na piętnastolatków. Ją Ela znała z widzenia – mieszkała w tym samym bloku i mijając się na schodach wymieniały grzeczne „Dzień dobry”. Jego widziała pierwszy raz.
– Czy nie są za młodzi na randkowanie? – pomyślała. Para zbliżyła się do bloku i przystanęła przed drzwiami. Ela już ich nie widziała, ale za to świetnie słyszała ich rozmowę.
Chłopak pytał
– Pójdziemy w czwartek na występ zespołu „Młodzi gniewni”? Mam już bilety.
Dziewczyna odpowiedziała – Muszę zapytać rodziców o pozwolenie. Na pewno się zgodzą, ale nie mogę ci teraz obiecać. Jutro odpowiem. – Ale ja muszę wiedzieć już teraz… – Teraz ci nie odpowiem.
Chwilę jeszcze chłopak nalegał, a ona przekomarzała się z nim. Wyglądało na to, że niezbyt ma ochotę na to spotkanie. Może nie zależało jej tak bardzo na chłopaku, a może doszła do tego samego wniosku co Ela? W końcu ten nie wytrzymał. – Jeśli mi dziś nie odpowiesz, to jest tysiąc innych dziewczyn, które chętnie ze mną pójdą. – To wybierz sobie którąś z tego tysiąca i nie zawracaj mi głowy…
Wcale nie była zaskoczona ani oburzona jego słowami, tak jakby się ich spodziewała.
Chłopak odszedł i Ela już nigdy więcej go nie spotkała.

* * *
Wtorek, ulubiony dzień Eli. W tym dniu regularnie spotykała się z koleżankami w kawiarni „U Beaty” . Wszystkie były fankami jednego z tureckich aktorów, a właśnie w poniedziałki wieczorem nadawano nowy serial z jego udziałem. Było o czym dyskutować, wymieniać uwagi o tym, co przydarzyło się bohaterom w nowym odcinku. Komentowano grę aktorów, pomysły scenarzystów, przewidywano, co będzie dalej, a nawet omawiano stroje noszone przez nich.
Czasem któraś odbiegała od tematu filmu – Elżbieta pokazywała stare fotografie i wspominała dawne czasy, Ania prezentowała śmieszne wierszyki pisane gwarą poznańską – pochodziła bowiem z Wielkopolski. Magda, Urszula i Beata opowiadały o krajach, w których przebywały dłuższy czas – słowem, było ciekawie i wesoło.

* * *
W tę sobotę, tak jak we wszystkie soboty tej wiosny przyjechała córka. Zadzwoniła, postawiła przed drzwiami siatkę z zakupami. Odsunęła się na przepisową odległość dwu metrów gdy Ela otwierała drzwi.
– Dzień dobry, mamo!. Jak się czujesz?
– Dobrze, nic mi nie dolega.
– Czy czegoś ci potrzeba?
-Nie, mam wszystko.
– A nie nudzisz się, tyle dni w zamknięciu. To wszystko przez tę pandemię, nie możesz wychodzić, ale boimy się o twoje zdrowie.
– Nie martw się o mnie. Mam balkon i wszystko, co potrzebne. Jedynie brakuje mi możliwości przytulenia moich najbliższych…. Miejmy nadzieję, że to się wkrótce skończy i świat wróci do normalności
– Oby tak się stało. Wtedy pojedziemy w dalszą podróż. Muszę już lecieć, pa…
No, cóż, córeczka nie wiedziała, że Ela podróżuje nieustannie – w czasie, w marzeniach lub po prostu w internecie…