List do E. Nowe opowiadanie Benim adin

Drogi E.

Właśnie przeczytałam twoje nowe opowiadanie „Benim adin”. („Nazywam się”). Niestety, nie znam tureckiego i korzystam z niezbyt doskonałego tłumaczenia, jakie twoje fanki udostępniają w internecie. Historie, które opowiadasz są ciekawe, a jednocześnie czuję, że bardziej od fabuły interesuje cię sposób ujmowania myśli, piękno języka, czyli jednym słowem jesteś literatem, artystą. Niektóre twoje opowiadania zainspirowały mnie do napisania swoich historii albo do przetworzenia twoich zgodnie z moimi uczuciami. Są to jednak historyjki nadające się do gazet dla gospodyń domowych, a w żadnym razie nie aspirują do bycia czymś więcej.
Idąc za ciosem i dysponując stosunkowo dużą ilością czasu i niewielką ilością pieniędzy postanowiłam zabawić się w wydawcę i wydrukować część z nich w książce „Szum i szept”, w maleńkim nakładzie jako swój prezent urodzinowy. Oczywiście inspirowałam się twoim zbiorem opowiadań „ Cisza”.
Nigdy też nie miałam nadziei, że dowiesz się o mej twórczości, czy coś przeczytasz, dlatego zaskoczyło mnie twe ostatnie opowiadanie. Pobudziło moje marzenia. To, że zastosowałeś sposób opowiadania historii z różnych punktów widzenia i to, że użyłeś łacińskiego wyrażenia.
Przypomniało mi to moje opowiadanie „Historia miłosna na trzy lub cztery głosy”, gdzie też różne osoby opowiadają o tym samym wydarzeniu, oraz opowiadanie „Kot”, gdzie użyłam wyrażenia łacińskiego. Zresztą całe opowiadanie jest też w moim stylu, z optymistycznym zakończeniem. Jestem świadoma, że to całkowity przypadek, ale miło pomarzyć, że przeczytałeś i coś z tego ci się spodobało. Zdecydowanie poprawiłeś mi nastrój…
Jest jednak coś, co nie do końca jest prawdą według mnie. W twoim opowiadaniu kot mówi, że ma na imię kot, tak jak inne koty. Z trudem przyjmuje, że ludzie nadali mu imię. Mówi też o tym, że koty czują więcej niż rozumieją. Widocznie nie rozumie znaczenia nadania imienia. Nadać komuś imię, to wyróżnić go spośród wielu. Przyjąć, że jest osobną jednostką, inną niż wszystkie tego samego gatunku. Gdyby ten kot potrafił czytać, to może poznałby wiedzę pochodzącą z jednej z najmądrzejszych książek świata „Małego księcia” A. de Saint- Exupery. Dowiedziałby się, że nadać imię, to „oswoić”, a także przyjąć odpowiedzialność za kogoś. Że Róża jest tylko jedna, choć na świecie istnieją miliony róż.
Nadając mu imię ludzie przyjęli na siebie zobowiązanie, adoptowali go, dali dom, pokarm i miłość.
Możliwe, że kotu nie odpowiada imię „Yagmur”( Deszcz), bo czy to odpowiednie imię dla kota? A może po prostu w ten sposób chce zachować resztki niezależności? Wydaje mi się, że każda istota, która posiada świadomość chce być traktowana jako osobna jednostka, właśnie jako ktoś, kto posiada swoje własne imię. Ale cóż my, ludzie możemy wiedzieć o świadomości kotów? O świadomości innych stworzeń? Może świadomość siebie, jakieś „ego” posiadają także rośliny, na przykład pomidory?

POMIDORY

Trzask! Prask! Ktoś postawił na straganie skrzynkę. Potem, trochę mniej delikatnie, drugą.
– Ojej, uważajcie, jesteśmy takie delikatne, nie możecie nas urazić! – zabrzmiał głos z pierwszej skrzynki.
– Nie można nami tak tłuc! Uważajcie! Ratunku! -z drugiej skrzyni rozległ się gwar głosów.
Znad krawędzi pierwszej ze skrzynek wyjrzał zaciekawiony pomidor. W sąsiedniej skrzyni także były pomidory, ale jakże inne. Jego bracia byli wszyscy tacy sami, czerwoni, jednakowego rozmiaru, każdy z zielonym listkiem i kawałkiem łodyżki. Każdy umieszczony został w osobnym mieszkanku w równych rządkach. Po prostu piękne pomidory. Jedynie ten jeden miał małą skazę- z jednej strony małe wgłębienie w skórce spowodowało, że inne pomidory uznały go za gorszego od nich. Pomidor z brzegu czuł się więc wśród nich obco, choć nie znał innego świata.
Teraz spoglądał na innych pobratymców – pomidory w sąsiedniej skrzynce miały różne kształty i odcienie czerwoności. Zaciekawiły go.
– Hej, wy tam, kim jesteście?
– Ja jestem Najmniejszy – pisnął maleńki pomidorek. – A ja Największy, … Różowy… Podłużny… Owalny…Karbowany… rozlegało się z wszystkich stron. Każdy wykrzykiwał swoje imię.
– To nie jesteście Pomidorami?
– Jesteśmy, ale mamy też swoje imiona. Nadała nam osoba, która się nami opiekowała. Podlewała, nawoziła, usuwała chwasty i rozmawiała z nami. Chroniła przed wiatrem i nadmiernym słońcem, osłaniała w czasie deszczu, dbała o nas. Od kilku dni nie przychodziła, ale ktoś nas zabrał i włożył tutaj.
– Co to jest słońce, deszcz i wiatr? W naszym kraju niczego takiego nie znaliśmy. – zapytał pomidor z pierwszej skrzynki. Tylko on wykazywał ochotę do rozmowy.
– Niemożliwe. Wiatr jest wszędzie, czasem łagodny i przyjemny, nawet przydatny w upały, gdy słońce zbyt mocno przygrzewa, a deszcz to woda, która pada z góry. Moczy liście i nie czujemy się z tym dobrze. Słońce daje nam światło i ciepło, najlepsze jest rano , kiedy wschodzi i wieczorem, kiedy chowa się z drugiej strony. Gdy stoi wysoko czasem jest za gorące, ale wiemy, że wkrótce przestanie palić, więc nie narzekamy.
– Przecież słońca nie poruszają się. W naszym kraju są zawsze w tym samym miejscu. Robią wszystko, by ułatwić nam życie. Mamy wiele słońc.
Nagle rozległ się chór głosów „Jesteśmy wybrańcami, najważniejszymi i najbardziej cenionymi pomidorami na świecie”
– W końcu raczyły się odezwać – zaśmiał się Najmniejszy.
– Są takie dumne , że rzadko się odzywają i tylko wszystkie razem.
– Ty jesteś inny…
– Kiedyś do naszego kraju wpadł jakiś owad i zrobił coś, co mnie odmieniło. Ale nikt mi nie chce mi powiedzieć, co to było. Jestem inny i chciałbym też mieć własne imię, tak jak wy.
– Możemy nazwać cię „Przyjazny”?
– Wspaniałe imię. Chciałbym się z wami zaprzyjaźnić, dowiedzieć się czegoś więcej o waszym kraju.
– A mnie najbardziej interesuje, co teraz będzie? Słyszałem, że jak dojrzejemy mamy wypełnić swoje przeznaczenie. Gdy to się stanie trafimy do miejsca szczęśliwego, które nazywa się Niebo.
– Możemy tylko czekać…Nie potrafię nawet przeskoczyć do waszej skrzynki, choć bardzo tego pragnę.
Gdzieś nad nimi rozległ się nagle głos.
– Piękne te pomidory. Chcę wybrać pięć najpiękniejszych. Potrzebuję ich do nagrania filmu reklamowego.
Jakaś ręka wyjmowała po kolei pomidory, obracała je i odkładała na miejsce.
– Ja jestem najpiękniejszy!
– Wybierz mnie!
– Ja się nadaję do filmu!
Pomidory straciły swoją jednomyślność, wydzierały się jeden przez drugiego, usiłowały pokazać swoją najpiękniejszą stronę. Ręka chwyciła też Przyjaznego.
– Ten się tu nie nadaje…i wrzuciła go do drugiej skrzynki. Pięć pomidorów dumnych z wyboru powędrowało do kosza i zniknęło z oczu pozostałych. Po chwili znowu rozległ się głos
-Poproszę kilogram pomidorów, z tych tańszych. Moje dzieci bardzo lubią zupę pomidorową.
Podłużny, Różowy i kilku innych odeszło ze skrzynki.
– No spójrzcie, tym też się udało wyjść na spotkanie przeznaczeniu. – Znowu zgodnym chórem odezwały się pomidory z pierwszej skrzynki.
Na bazarze pojawił się szef kuchni restauracji hotelowej. Szukał najlepszych produktów na wieczorne przyjęcie.
– Wezmę całą skrzynkę tych pomidorów.
– Niestety, już sprzedałem kilogram.
– Wobec tego wezmę obie skrzynki. Duże nadadzą się do sałatki Caprese, mają odpowiednią wielkość, ale te drugie mają lepszy smak i aromat.
Na przyjęciu pomidory świetnie się zaprezentowały. Przełożone plasterkami sera mozzaella i ozdobione listkami bazylii plastry pomidorów stanowiły prawdziwą ozdobę stołów. Niektóre pomidory powycinane ostrym nożykiem stały się elementem dekoracji. Pomidory z drugiej skrzynki straciły swoje kształty – stały się składnikami sałatki pomidorowej, która robiła prawdziwą furorę, wszyscy zgodnie twierdzili, że tak smacznych pomidorów w życiu nie jedli.
Pomidory, które miały zagrać w filmie myto, smarowano nabłyszczaczami, doklejano listki, w końcu zrobiono kilka zdjęć. Potem filmowano inne warzywa. O pomidorach przypomniał sobie rekwizytor następnego dnia. Ciepło reflektorów i zabiegi upiększające nie wyszły im na zdrowie. Wyrzucono je do kosza.
Kobieta ugotowała ogromny garnek zupy pomidorowej. Rodzina zajadała ze smakiem, a najmłodszy syn prosił o dolewkę
– Mamusiu, to najlepsza zupa pomidorowa jaką jadłem, po prostu niebo w ustach…

I to by było na tyle. Z imieniem czy bez i tak nie oprzemy się swemu przeznaczeniu.
Pozdrawiam i czekam na następne opowiadania.
Ellani.