Zaczynam od P.S.
Odezwał się do mnie Ryś i udostępnił swoje jak to określił „normalne ” opowiadanie. Przeczytałam, bardzo dobre i na dodatek jest to literatura wyższego sortu /sort to ostatnio modne określenie/. Więc uzupełniam gwoli sprawiedliwości. I obiecuję poczytać więcej…
Drogi E.
Franek siedział po drugiej stronie klasy. Mieszkał w internacie, potem dojeżdżał kilkadziesiąt kilometrów. Raczej nie udzielał się w przedsięwzięciach klasowych, był zapalonym kinomanem. Zdarzało się, że po zajęciach z fizyki, kiedy wracaliśmy z Uniwersytetu do szkoły, Franek zbaczał do kina studyjnego, które znajdowało się na tej samej ulicy co szkoła. Trochę byłam zaskoczona, gdy na balu maturalnym Franek zaprosił mnie do tańca i prawie nie odstępował. Wytłumaczyłam sobie, że skoro w klasie jest tak mało dziewczyn / a nie praktykowało się zapraszania osób spoza szkoły na bal/, to musiał zadbać o towarzystwo. Niezależnie od powodu sprawił, że bawiłam się wyśmienicie i zawsze byłam i jestem mu za to wdzięczna.
Nie pamiętam, czy przed zakończeniem szkoły, czy po w jakiejś chwili wybraliśmy się na herbatę do cukierni z Frankiem i Jasiem. Przez dwie godziny z Jasiem opowiadaliśmy różne wydarzenia z biwaków i obozów harcerskich w których braliśmy udział – ja w Chorzowie, Jasiu w Katowicach, wspominaliśmy te wydarzenia w których braliśmy udział wspólnie. Franek słuchał cierpliwie, po czym na zakończenie podsumował : -Szkoda, że nie byłem harcerzem…
Studiował budownictwo. Żałuję, że nie mogłam być akurat na tym spotkaniu, które zorganizował Franek w swoim domu w Katowicach, nie poznałam jego żony. Jakieś drobne gesty w czasie następnych spotkań utwierdzały mnie w przekonaniu, że jest dobrze wychowanym, rozsądnym i godnym zaufania człowiekiem. Kiedy na ostatnim spotkaniu poznałam jego siostrę i jej rodzinę upewniłam się, że Franek jest człowiekiem przez duże C.
Jasiu… Należał do „słońc” . Był harcerzem i turystą. Bardzo lubiłam jego sposób wypowiadania się, specyficzną filozofię, humor. Zbliżała nas działalność w harcerstwie, biwaki, obóz, zbiórki. Miał w sobie to coś, co trudno mi nazwać, ale co przyciągało do niego ludzi, sprawiało, że dobrze się czułam w jego towarzystwie. Świetnie parodiował I sekretarza PZPR, wtedy już byłego, Gomułkę. Czasem na przerwach wypowiadał się w ten sposób budząc naszą wesołość. Jaś miał też zabawne pomysły. Często opowiadał, że jego dziadek był maszynistą kolejowym i on chciałby mieć lokomotywę. W końcu dał do gazety codziennej ogłoszenie w dziale ogłoszeń drobnych ;”Lokomotywę TKt -48 kupię” . Chętnego do sprzedaży wtedy nie znalazł, ale pewien odzew był. W tygodniku „Przekrój” na ostatniej stronie zamieszczano różne ciekawostki, często też ogłoszenia z komentarzami. Ogłoszenie Jasia zamieszczono z pytaniem „A dworzec pan masz?” Wtedy, w latach 70-tych nie przypuszczaliśmy, że nadejdą takie czasy, że nie tylko można będzie kupić sobie lokomotywę, ale i samolot wylicytować na aukcji…
Jan z Tadkiem przewędrowali chyba wszystkie polskie łańcuchy górskie, efektem jednej z wędrówek była organizacja obozu harcerskiego, wędrownego, jednego z najlepszych w których miałam okazję uczestniczyć. Gdzieś tak chyba w drugiej klasie, mieliśmy po szesnaście, siedemnaście lat, w powietrzu zawisło zainteresowanie płcią przeciwną. Rodziły się sympatie, próby „zakochiwania”, próby zainteresowania sobą pojedynczej osoby, przymierzanie do bycia we dwoje. Pewnego razu Jasiu zwierzył mi się, że bardzo podoba mu się pewna koleżanka. Próbowałam ją wybadać, ale zdecydowanie nie była zainteresowana. Odeszła z naszej klasy do klasy równoległej w swoim mieście, ale do dziś nie jestem pewna, czy zainteresowanie nią nie skłoniło Jasia do wybrania zawodu lekarza / jej ojciec był lekarzem i ona też podobno wybrała medycynę/. W każdym razie historia nie miała dalszego ciągu.
Co jakiś czas spotykaliśmy się na wyjazdach klasowych. Zmienił się w tym czasie ustrój w naszym kraju, warunki pracy. Na przedostatnim spotkaniu zastanawiałam się, czy zmienił też się Jasiu. Czy to, że zmuszony był prowadzić działalność na własny rachunek nie wpłynęło na jego poglądy i życie. Nie umiem zapomnieć mu słowa „pieniąchy”. Na ostatnim spotkaniu go nie było, więc nie mogłam poczynić dalszych obserwacji.
Pozostała jeszcze jedna osoba, ale to wymaga więcej miejsca, więc może dalej w następnym liście…
Pozdrowienia E.