Opowiadanie Kot

Kot

 

Opowiadanie  zainspirowane opowiadaniami Engina Akyurek.
Jest w nim trochę analogii do jego opowiadań, niego samego i jego życia.
————————————————————————–
Nie znałam tego miasta. Wzięłam tydzień urlopu, by rozejrzeć się w nowym miejscu i znaleźć mieszkanie na ten czas, na który zostałam oddelegowana z pracy. Podpisałam umowę i wracałam do hotelu okrężną drogą, by poznać miejscowość i zapełnić czas do wieczora. Nigdzie mi się nie spieszyło więc gdy zobaczyłam plakat „Wystawa kotów rasowych” postanowiłam wstąpić.
Nigdy nie przepadałam za kotami, po prostu były gdzieś tam, obok. We wspomnieniach zachowałam jedynie Mruczka, kota mej babci, zwykłego dachowca, akrobatę, który potrafił zerwać kiełbasę suszącą się na sznurze do bielizny i z którym bawiliśmy się ciągając papierek po cukierku na nitce. W wielkim, przemysłowym mieście kotów nie było zbyt dużo.
Teraz ze zdumieniem podziwiałam zwierzęta, o jakich mi się nie śniło – całkiem gołe wymoczki ze zbyt dużymi oczami i uszami, puchate kulki siedzące spokojnie na poduszkach na podobieństwo posążków Buddy, pręgowane tygrysy w różnych odcieniach brązów, beżów i szarości, krótkowłose stworzenia w łatkach wszelkich kolorów. Jedne z ciekawością obserwowały przechodzących ludzi, inne niespokojnie krążyły w klatkach, jeszcze inne obojętnie wylegiwały się mrużąc oczy lub wręcz śpiąc. W pewnym momencie poczułam się niespokojna – tak jakbym wyczuła, że ktoś uważnie mi się przygląda.
To był on. Biały duży kocur spoglądał na mnie jednym bursztynowym okiem. Wyglądało to tak, jakby mrugał do mnie i zachęcał do bliższej znajomości. Kiedy podchodziłam zamruczał i przeciągnął się tak, bym mogła obejrzeć go z najlepszej strony. Już miałam wyciągnąć rękę, gdy powstrzymał mnie stanowczy głos – Proszę nie głaskać!- Wysoka, ciemnowłosa kobieta dodała – Olbrzym tego nie lubi. – Ach, więc ma na imię Olbrzym? To piękny kot. – Kobieta nie wykazywała ochoty na dalszą rozmowę. Odeszłam i z daleka spojrzałam na kota. Teraz zauważyłam, że między uszami miał dwie brązowe plamki i takiego samego koloru pręgi na ogonie. Odwrócił łeb i spojrzał na mnie. Dopiero teraz zauważyłam jego dziwne oczy – jedno było bursztynowe a drugie niebieskie. Ten wzrok mnie zaczarował. Poczułam, że muszę zajrzeć w te oczy z bliska. Kręciłam się po wystawie udając, że interesują mnie inne okazy, ale stale spoglądałam w kierunku tego jednego. On zaś leżał spokojnie w wystudiowanej pozie, pięknie się prezentując, jakby był świadomy, że jest tu po to, by wzbudzać zachwyt. Przyciągał wzrok, ale zachowywał dystans i okazywał zainteresowanie otoczeniem tylko na tyle, by nie wydawać się niedostępnym.
Wróciłam do domu. Mieszkanie mieściło się w starej kamienicy, blisko centrum i mojej pracy. Było częścią dużego mieszkania, podzielonego na dwa ze wspólnym przedpokojem. Przed sąsiednim mieszkaniem stała maleńka garderoba z wieszakiem i półeczką z jedną parą kapci. Chyba nie miałam zbyt wielu sąsiadów. Właśnie rozpakowywałam rzeczy gdy usłyszałam trzask drzwi, szuranie i damski głos
– Nareszcie w domu. Podobało ci się? Ja jestem wykończona. – Jeszcze trzask drugich drzwi i przedpokój był pusty.
-A więc mieszka tam więcej niż jedna osoba – pomyślałam. – Ciekawe, kto to?
Nazajutrz wracając z pracy kupiłam kawałek ciasta. Za drzwiami sąsiadów usłyszałam radio. Byli w domu.
– Dzień dobry. Jestem nową sąsiadką. Chciałam się przedstawić. –
Z zaskoczeniem odkryłam, że osobą, która otworzyła drzwi była właścicielka białego kota. Spojrzała na mnie z zaskoczeniem niezbyt przyjaźnie .
– Może dałaby się pani zaprosić na kawę…
W tej chwili biały kot otarł się o moje nogi. Uśmiechnęłam się do niego, ale nie poruszyłam ręką.
– Przecież on nie lubi głaskania.
Kobieta spojrzała uważniej. – Aha, była pani wczoraj na wystawie?
– Tak, zafascynował mnie ten kot, ale nigdy nie przypuszczałam, że możemy zostać sąsiadami.
– Och, on lubi być podziwiany, ale raczej z daleka. Rzadko zbliża się do kogoś. Widocznie trochę panią polubił. Mam chwileczkę, może pani wstąpi do mnie, bo chyba się jeszcze pani nie urządziła.
Weszłam do dużego pokoju. Było to skrzyżowanie salonu i holu, bo oprócz drzwi wejściowych były jeszcze uchylone drzwi po jednej stronie prowadzące chyba do sypialni, drzwi do łazienki i rama bez drzwi, za którą urządzono maleńką kuchenkę. Przy ścianach stały regały różnej wysokości, wśród nich mebel dla kota – z półeczkami, drapakami i legowiskiem na samej górze. Na niektórych regałach też były rozłożone poduszki. Prawie cały pokój, poza biurkiem z komputerem, był przeznaczony dla kota. Nawet kanapa i dwa fotele pokryte były narzutami trudnymi do podrapania, ale łatwymi do prania. Z legowiska spoglądał na mnie ON. Przybrał piękną pozę i wpatrywał się we mnie jakby mrużąc niebieskie oko, tak, by oko bursztynowe wysyłało do mnie ciepło i przyjaźń.
– Rodzice dali mi bardzo staroświeckie imię, Melania. Nie przepadam za nim, ale możesz mówić mi Mel. – Faktycznie, Mel bardzo do niej pasowało. – Skoro mamy mieszkać tak blisko powinnyśmy się lepiej poznać. Skąd się tu wzięłaś? – spytała.
– Przyjechałam tu tylko na kilka miesięcy. Firma oddelegowała mnie do tutejszego oddziału. – opowiedziałam skąd pochodzę, trochę o pracy, ale ciągle spoglądałam w stronę Olbrzyma. Mel zauważyła moje zainteresowanie.
– Podoba ci się mój kot? Pewnie, potrafi się podobać. I czasem potrafi być całkiem miły dla obcych, choć woli trzymać dystans. Mamy tylko siebie nawzajem.
– Wczoraj słyszałam głosy, myślałam, że mieszka tu ktoś jeszcze.
– Mam zwyczaj mówić do kota, czasem wydaje mi się, że mnie rozumie, zresztą tyle lat jesteśmy razem…
Olbrzym, jakby rozumiejąc, że o nim mowa, zeskoczył z półki i podszedł do nas, Spoglądając na swoją panią podszedł do mnie i trącił łebkiem moją rękę, jakby chciał by go pogłaskać.
– O przymila się do ciebie. Możesz go pogłaskać po łebku i podrapać za uszami. Bardzo to lubi. – Poczułam się dumna z wyróżnienia, szczęśliwa tak, jak dawno już mi się nie zdarzyło.
Od tamtej chwili ogarnęła mnie obsesja. Nie, nie chciałam odebrać go Mel, ale chciałam patrzeć na niego, czuć się choć trochę ważna dla niego, zaprzyjaźnić się z nim. Posunęłam się do tego, że wybrałam się do sklepu dla zwierząt i kupiłam kocie przysmaki. Nie chciałam zawieść zaufania Mel, więc pokazałam jej torebkę i zapytałam, czy można to dać Olbrzymowi.
– Możesz mu dawać, ale nie więcej niż osiem sztuk dziennie. I nie daj się naciągnąć na więcej, Olbrzym świetnie potrafi manipulować ludźmi…
Od tej pory częściej się spotykałyśmy, rozmawiając na różne tematy. Otwierałyśmy wtedy drzwi , tak aby kot mógł wędrować między mieszkaniami. Początkowo obchodził moje mieszkanie przeprowadzając swoiste „rozpoznanie”, oswajając się z nowym miejscem, potem przychodził i kładł się na krześle od komputera lub kanapie albo fotelu i zasypiał. Budził się czasem, podchodził do mnie domagając się pieszczot, wiedział chyba, że nagrodzę go przysmakiem. Mel przyglądała się temu z zaciekawieniem i uwagą.
Mel pracowała o różnych porach dnia, a nawet nocy. Często po telefonie wychodziła w pośpiechu. Ciekawa byłam czym się zajmuje, ale nie wypadało mi wypytywać.
Pewnego dnia wracając z pracy ze zdziwieniem zobaczyłam Olbrzyma stojącego przed drzwiami naszej kamienicy. Okno mieszkania Mel było otwarte. Był to wysoki parter, więc nikt z ulicy nie mógł tam wejść, ale widocznie kot wyskoczył lub wypadł. Otworzyłam drzwi do wspólnego przedpokoju i zadzwoniłam do Mel. Nikt nie odpowiadał, widocznie nie było jej w domu. Zostawiłam uchylone drzwi do mojego mieszkania, by Mel po przyjściu nie martwiła się nie znalazłszy kota w mieszkaniu. Olbrzym jak zwykle zaczął się przymilać, ocierać łebkiem i trącać mnie domagając się przysmaków. Dostał kilka, ale nie ustawał. Był tego dnia wyjątkowo uparty. Przymilał się, mruczał wymownie, spoglądał na mnie z oczekiwaniem i prośbą. Starałam się być nieustępliwa i tłumaczyłam mu: – Przecież dostałeś już dość, twoja pani twierdzi, że więcej może ci zaszkodzić, a ja jej wierzę. Nie proś już.- Kot spojrzała na mnie ze złością. Posunął się do tego, że wysunął pazury, czego nigdy nie robił w obecności Mel. Odwrócił się obrażony i powędrował na krzesło od komputera. Stuknęły drzwi i weszła Mel. – Słyszałam, co mówiłaś do Olbrzyma. Widzę, że jest obrażony. Pokazał pazurki? – Spojrzałam porozumiewawczo na kota. – Nie, po prostu odszedł…
Od tego czasu Mel obdarzyła mnie większym zaufaniem. Pokazała mi nawet, jak trzeba dbać o kota, obcinać mu pazurki, wyczesywać sierść, co było ważne, bo nadchodziła wiosna i kot zmieniał futro. Zaprosiła mnie również na następną wystawę kotów. Okazało się, że Mel jest sędzią konkursowym, a Olbrzym już nie startuje w konkurencji, jest tylko kotem wystawowym. Miałam zająć się Olbrzymem podczas nieobecności Mel, czyli chronić go przed nadmiernymi pieszczotami ze strony widzów. Było to trudne zadanie, bo kot zdawał sobie sprawę, że jest przedmiotem podziwu i zachwytu. Przeciągał się w najwdzięczniejszych pozach, czarował cichym pomrukiwaniem, mrużył oczy przyciągając uwagę zwiedzających. Czasem pozwalałam ludziom na pogłaskać podopiecznego, szczególnie jeśli widziałam, że kot jest na to gotowy. No i pilnie uważałam, by nic nie dawano mu do jedzenia. Chyba dobrze wywiązałam się z zadania. Od tego czasu gdy tylko byłam w domu, a Mel miała inne zajęcia Olbrzym przebywał u mnie.
Po jakimś czasie zauważyłam, że mój stosunek do Olbrzyma ulega zmianie. Pierwsza fascynacja i bezkrytyczny zachwyt mijały, poznawałam go coraz lepiej i coś zaczynało mnie niepokoić. Nie wiedziałam co. Było w nim coś znajomego, ale i coś dalekiego, niezrozumiałego.
Zrobiło się ciepło, słońce wysyłało wiosenne promienie, nadszedł czas wiosennych porządków. Nie najłatwiejszym zdaniem było umycie wysokich okien, typowych dla starej kamienicy. Przygotowałam duża miednice z wodą, odwróciłam się, by otworzyć okno i kątem oka zauważyłam jak Olbrzym daje pięknego susa do wody. Zdziwienie, że kot wskakuje do wody ustąpiło przed nagłym olśnieniem… Już wiedziałam, kogo przypomina mi Olbrzym. Ujrzałam mojego Prawie Byłego wskakującego do basenu. Porównanie było tak natrętne, że nie mogłam się otrząsnąć z szoku. Od tej pory bardzo podejrzliwie analizowałam zachowanie Olbrzyma. Poczułam się jakby mną sterował. To on decydował, kiedy chce pieszczot i pozwalał się dotykać tylko wtedy, gdy sam miał na to ochotę. Kiedy miałam pracować przy komputerze rozciągał się na stojącym przy nim krześle. Pozwalał się adorować, ale na mnie zwracał uwagę tylko wtedy, gdy czegoś chciał. Kiedy coś było nie po jego myśli mrużył bursztynowe oko, a niebieskie przeszywało człowieka na wylot.
Myśli kłębiły się tak mocno w mojej głowie, że musiałam o tym komuś opowiedzieć. Właśnie wróciła Mel. Od razu zauważyła moje wzburzenie. Opowiedziałam, że kot wskoczył do wody i nie wiem, co się stanie z jego futerkiem. Roześmiała się tylko – Te typy tak mają, to chyba jedyne koty, które uwielbiają wodę. Ale – dodała – to chyba tak cię nie wyprowadziło z równowagi. Musi być coś więcej…
Dotychczas nie zwierzałyśmy się sobie, nie opowiadałyśmy o swojej przeszłości czy sprawach osobistych. Wtedy musiałam…Mel była na tyle i bliska, że mogła mnie zrozumieć i na tyle daleka, że nie przejęłaby się aż tak bardzo, by musieć zrobić coś więcej poza wysłuchaniem mnie. Opowiedziałam jej o moim Prawie Byłym.-
– Olbrzym uświadomił mi, dlaczego tak łatwo zdecydowałam się na kilkumiesięczny wyjazd. Musiałam przemyśleć, czy zostać, czy odejść. Z początku, jak we wszystkich związkach było wspaniale. Czułam się tak, jakbym nie chodziła po ziemi, ale unosiła się w powietrzu. Mój chłopak był czuły, uważający, mówił, że kocha. Kiedy wprowadziłam się do niego było cudownie. Chodziliśmy do kina i teatru, czasem kiedy zostawaliśmy w domu gotowałam jego ulubione potrawy, urządzaliśmy się. Z biegiem czasu jego zainteresowanie wspólnymi sprawami malało, oddalaliśmy się. Był miły kiedy czegoś potrzebował, czegoś chciał ode mnie . Coraz mniej czasu spędzaliśmy wspólnie. Nawet prezenty nas oddalały. Kiedyś wspólnie zmywaliśmy po posiłkach … do czasu, aż kupił zmywarkę. Potem mówił – tam nie ma pracy dla dwojga.
Czułam się wspaniale, gdy zdobył dla mnie najnowszą powieść mojej ulubionej autorki, a on powiedział – Muszę wyjść, więc nie będziesz się nudzić beze mnie. Przy posiłkach na stole lądował smartfon, a on znikał duchem w wirtualnej przestrzeni. Wtedy tego nie zauważałam, ale czułam, że coś się zmieniło. Starałam się być jak najlepszą gospodynią, by miał wszystko na czas, dobrą kochanką, a on łaskawie wszystko przyjmował w zamian za drobną monetę czułości.
Dopiero teraz widzę to w całej rozciągłości. Najbardziej wkurza mnie to, że podziwiałam go jaki jest mądry, a on nigdy nie chciał zrozumieć nic więcej niż to, co wiedział, albo raczej, co wydawało mu się , że wie. Nigdy nie zapytał – Dlaczego?
Mówiłam: Jestem smutna, – a on: Nie masz powodu, jestem tutaj:
Mówiłam: Źle się czuję – a on: To zażyj tabletkę.
Zapytałam: Dlaczego odeszła twoja była? A on: Nie doceniała mnie, chciała, to odeszła
A dla mnie „dlaczego?” jest jednym z najważniejszych słów. Kto pyta „dlaczego?”usiłuje zrozumieć drugiego, może nawet postawić się na jego miejscu. I teraz pytam –
– Dlaczego on taki jest?
Mel uśmiechnęła się, w jej odpowiedzi zabrzmiała nutka goryczy.
– Bo taka jest jego kocia natura. To człowiek -kot. Jeżeli pokochasz go jako kota, to musisz się pogodzić z jego naturą… To twoja decyzja, on ci jej nie ułatwi.
Zastanowiłam się. -Dlaczego wobec tego tak mnie to denerwuje u mojego Prawie Byłego, a nie denerwuje mnie u Olbrzyma. Lubię go i świadomie pozwalam się mu wykorzystywać-
– Bo jest kotem, poznałaś go jako kota i nie oczekujesz od niego, że będzie kimś innym. Ja też nie łudzę się, że będę czymś więcej dla Olbrzyma. Łączy nas wspólnota interesów. Mówią, że człowiek nie ma kota, ale kot ma człowieka. My mamy siebie nawzajem. Ja dbam o niego, a on poniekąd pomaga mi w pracy. Jestem behawiorystką zwierząt i często muszę rozwiązywać konflikty właścicieli i ich pupili. Czasem zdarza się też, że muszę uspokoić tygrysa w zoo…
Ta rozmowa pozwoliła mi podjąć decyzję. Byłam gotowa do powrotu, a był już najwyższy czas, bo kończył się okres mojej delegacji.
Przy najbliższym spotkaniu przy herbatce powiedziałam o tym Mel.
– Zlikwidowałam słówko „Prawie”. Jest już tylko „Były”. Jeśli mam być z kotem, to wolę prawdziwego kota, futrzastego, takiego, o którym będę wiedziała że jest kotem i nikim innym. A do wspólnego życia potrzebuję człowieka o człowieczym charakterze, nie kocim, ani nie psim, ani żadnym innym. – Mel znowu dziwnie się uśmiechnęła – Czeka cię trudne zadanie…
Olbrzym wskoczył na kanapę i podstawił łebek do pieszczot. Może zrozumiał, że niedługo wyjadę?
Spojrzałam na niego uważnie
– A właściwie jakiej on jest rasy? Zawsze zapomnę o to spytać.
– To rzadka u nas rasa – turecki van. Olbrzym ma swoje tureckie imię – Engin. Te koty znane są z zamiłowania do wody.
– Zapraszam cię jeszcze jutro na pożegnalną kawę. – powiedziała Mel. – Pewnie będziesz już spakowana, więc spotkajmy się u mnie.
Kiedyś udało mi się zrobić całkiem udane zdjęcie Olbrzyma z Mel. Zamówiłam dwie odbitki kazałam je oprawić w ładne ramki. Kupiłam też torebkę kocich przysmaków i z prezentami zadzwoniłam do drzwi Mel. Wręczyłam jej je i zasiadłyśmy do stolika. Olbrzym z obrażoną miną spał na najwyższej półce. Rozmawiałyśmy o wszystkim, wspominając wspólne wydarzenia, śmiejąc się i żartując. Kot nie poruszył się ani przez moment. W końcu Mel wręczyła mi torebkę ze słowami: – Mam dla ciebie też mały prezent. Życzę powodzenia. W torebce znajdowała się dosyć gruba świeca z nałożonym na nią napisem „Hominem quaero”…
Żegnając się podeszłam bliżej do kota za słowami: – Żegnaj Olbrzymie! Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, ale nigdy cię nie zapomnę…Jestem ci bardzo wdzięczna…
W tym momencie kot podniósł się i coś mruknął. Nie wierzę… W jego oczach, pozie i głosie zobaczyłam i usłyszałam pytanie – Dlaczego???