Opowiadanie Galatea

Galatea

– Wyjdziesz dziś z nami? – Jacek zwrócił się do Maksymiliana. Ten przecząco potrząsł głową.
– Nie mogę. Przecież dziś przywożą mój marmur…
Jacek przypomniał sobie. Tak, to było szaleńcze marzenie Maksymiliana. Maks był artystą. Zatrudnił się w warsztacie kamieniarskim, by zdobyć jak najwięcej wiedzy o marmurze. Poszukiwał najczystszego marmuru, by wyrzeźbić idealną postać. Od najmłodszych lat studiował prace najlepszych rzeźbiarzy świata i za cel życia postawił sobie stworzenie posągu idealnego, bez wad i skaz. W garażu urządził sobie pracownię, gdzie wolny czas spędzał na doskonaleniu swego projektu. Na ścianach wisiały niezliczone szkice poszczególnych części ciała, w kątach leżały kawałki kamienia, niektóre z tylko lekko zaznaczonymi, inne z całkowicie wyrzeźbionymi fragmentami rąk, twarzy, włosów, fałd ubrań. Na środku szczytowej ściany Jacek umieścił gotowy projekt – rysunek kobiety w długiej sukni, kroczącej z podniesioną głową jak modelka na wybiegu.
W warsztacie kamieniarskim tylko Maks i Jacek byli artystami. Obaj skończyli liceum plastyczne, później ich drogi się rozeszły. Jacek podjął pracę w warsztacie kamieniarskim swego wuja, gdzie zajmował się projektowaniem i wykonywaniem nietypowych elementów małej architektury, oryginalnych nagrobków, czasem małego rzeźbionego detalu. Maks słusznie nosił swoje imię. Ukończył Akademię Sztuk Plastycznych. Stale niezadowolony ze swoich prac dążył do osiągnięcia mistrzostwa. Stale ćwiczył elementy, poprawiał wykonane już prace, ale żyć przecież z czegoś trzeba, więc przyjął propozycję kolegi.
Samotny i zamknięty w sobie dopuszczał do siebie tylko Jacka. Z nim dzielił się marzeniami i zamierzeniami. Czasem Jackowi udawało się wyciągnąć go do pubu, ale rozmowy stale krążyły wokół jednego tematu. Dotyczyły ideału.
– Dla mnie ideałem piękna jest ciało kobiece. Idealny kamień to biały marmur karraryjski.
– A przestudiowałeś piękno kobiety praktycznie?
– Wystarczy mi teoria. Obejrzałem wszystkie najbardziej znane rzeźby świata, klasyczne greckie, hinduskie, egipskie i te współczesne. Po roku Maks narysował projekt z którego był zadowolony. Jacek potwierdził jego wizję, podobała mu się.
Teraz pozostało jeszcze znaleźć odpowiednią bryłę kamienia.
Po długich poszukiwaniach i licznych wyjazdach Maks znalazł odpowiedni kamień – bryła białego, bez skazy i przebarwień marmuru. Na zakup i transport poszły wszystkie oszczędności, ale Maks nie żałował. Jego marzenie stawało się coraz bardziej rzeczywistością.
Przez następne tygodnie Maks utonął w swej pracowni. Jacek przynosił mu pizzę lub coś innego do zjedzenia, ale Maks nie wpuszczał go do środka. W końcu nadeszła wiekopomna chwila.
– Czy pamiętasz, że za trzy dni kończy ci się urlop i trzeba wracać do pracy?
– Pamiętam, przyjdź jutro po pracy na dłużej…
Nazajutrz po pracy zaintrygowany Jacek zabrał butelkę szampana by oblać wydarzenie i powędrował do pracowni.
W środku na niewielkim postumencie stała Ona. Postać kobiety z projektu wyrzeźbiona i wykończona z całkowitym pietyzmem. Jacek obejrzał dzieło z wszystkich stron. Coś mu tu nie pasowało, ale nie wiedział co. Zbyt idealna by wzbudzić głębsze uczucia? Starał się znaleźć jakąś niedoskonałość – Czy nie uważasz, że ten pukiel włosów leży w niewłaściwym kierunku? I czy policzki nie są zbyt wydatne?
Maks przyjrzał się dziełu krytycznie. – Masz chyba rację, trzeba to poprawić… Wziął do ręki dłuto i lekko uderzył w marmur. Nagle rozległ się trzask i na ziemię upadł duży kawałek rzeźby odsłaniając różowawe i niebieskie smugi wewnątrz kamienia. Zrozpaczony Maks ze złością uderzył jeszcze raz niszcząc głowę postaci i część sylwetki.
– Co robisz? Jacek powstrzymał go przed całkowitym rozbiciem bryły. – Możesz odsprzedać resztę kamienia jeśli nie wykorzystasz go sam… – Nie mam już co z niego zrobić. Chyba nie dotknę już tego kamienia. Może i innych kamieni. Problemem kamieniarzy jest, że jedno uderzenie może zniszczyć pracę wielu miesięcy. Spróbuję zrobić posąg z gliny. Tu można dokładać materiał do woli.
Przez następne tygodnie Maks po pracy znowu znikał w pracowni. Sprowadził glinę i stal na konstrukcję. Dokładał glinę, wygładzał, znowu dokładał ale coś mu nie wychodziło. Nie miał potrzebnej wprawy ani wyczucia materiału. Zniechęcony pomyślał – chyba zacznę rzeźbić w piasku… Teraz po pracy chętnie wybierał się z kolegami do pubu, byle jak najdłużej być z dala od domu i pracowni. Do domu wracał na rauszu i tylko by się przespać.
Po kilku tygodniach wszedł do pracowni. Na środku w dalszym ciągu stał kawał marmuru, czyli pozostałości ze zniszczonego posągu. Zrobił sobie herbatę i usiadł przy stoliku zarzuconym rysunkami i szkicami do swojego idealnego dzieła. Machinalnie odsunął je robiąc miejsce na szklankę. Sącząc powoli napój bezmyślnie spoglądał na kamień. Nagle blade smugi zaczęły układać się w rysunek… Spojrzał dokładniej. W głębi kamienia ujrzał dziewczynę. Stała trzymając w ręku jakiś przedmiot i prosiła – wyciągnij mnie stąd…. Naprawdę usłyszał to. Chwycił młotek i dłuto i powoli a dokładnie odbijał odłamki uwalniając zaklętą w kamień. Pracował bez wytchnienia całe popołudnie i całą noc. Rano zastukał do niego Jacek.
– Co się stało? Nie zjawiłeś się w pracy. Nie spałeś w domu?
– Coś odkryłem – Maks z niechęcią oderwał się od pracy, ale nie wpuścił Jacka do środka. Razem poszli do warsztatu. Po pracy Maks szybko pożegnał się z kolegami i wrócił do swojej pracowni. To powtarzało się przez kilka tygodni. Jacek domyślał się, że Maks intensywnie pracuje, ale na wszelkie pytania odpowiadał – później ci pokażę.
Pewnego dnia Maks pojawił się w pracy uśmiechnięty i pełen wigoru.
– Zapraszam cię do siebie. Wreszcie mam ją.
Zaciekawiony Jacek z niecierpliwością czekał na koniec dniówki. Po drodze Maks wstąpił do cukierni i kupił mały torcik. – Butelkę wina mam już u siebie, więc możemy należycie uczcić narodziny gwiazdy.
Na środku pracowni stała rzeźba zakryta płótnem. Maks posadził Jacka przy stoliku, przyniósł kieliszki i talerzyki, rozkroił ciasto i rozlał wino. W końcu podszedł do kamienia i delikatnie ściągnął materiał. Jacek ujrzał rzeźbę dziewczyny niosącej w ręku jakieś pudełko. Coś sprawiało, że przykuwała uwagę, choć w szczegółach można było dopatrzeć się odstępstw od uznanych kanonów piękna. Spojrzał jeszcze raz z bliska. – Czy nie uważasz, że ten palec jest za szeroki? Jest wyraźnie szerszy niż inne. – Maks spojrzał i odpowiedział – Czy nie widzisz, że to pudełko jest ciężkie i przygniata opuszek palca​​? To dlatego palec wydaje się szerszy. Jacek znowu usiłował znaleźć jakieś niedoskonałości. – A co z tymi smugami przebarwień?
– To przecież żyłki pod skórą, podkreślające delikatność jej ciała. No i sprawiają, że jest jedyna, niepodobna do innych…
– Powiedz mi jeszcze, co jest w tym pudełku w jej dłoniach?
Maks lekko się uśmiechnął. – To jej tajemnica. Może kiedyś ją odkryję, a może nigdy…
Jacek spojrzał na Maksa. W jego oczach był dawno nie widziany blask, w jego głosie brzmiały nowe, nieznane, radosne tony. Z nieukrywaną zazdrością stwierdził.
– W końcu znalazłeś ideał. Twój własny ideał…